Podczas gdy dla większości z nas styczeń oznacza początek roku, dla Mitch & Mitch to coś znacznie więcej. Wydając swoją nową płytę, tym razem w dobrze już znanym składzie 9-osobowego combo z gościnnym udziałem Cannibal Mitcha, Andrew Mitchbauera, Mitchelli the Kid i Half-Ape-Half-Mitcha, the Mitchiz (jak sami się pieszczotliwie nazywają, tzn. ilekroć leczą się nawzajem z przeziębień lub pocieszają po kolejnej podróży do Niemiec) wkraczają dumnie w XXII wiek. Nagrana w zeszłym roku w ultraprofesjonalnym studio "XXII Century Sound Pioneers" (dzięki najnowszym osiągnięciom technologii dźwięku dostępna wkrótce również na winylu) to ich przepustka w niezbadany dotąd przez nikogo obszar muzycznych poszukiwań i odnalezień. Jeśli sądzicie, że wiecie, jak może brzmieć instrumet o swojsko brzmiącej nazwie Vibr-O-Matic(TM) i czego da się dokonać z wirtuozerską sekcją dętą, to albo byliście już na koncercie Mitch & Mitch albo nie wiecie, o czym mówicie. Jeżeli wydaje się wam, iż znacie stan skrajnego odprężenia, to dopiero teraz zrozumiecie, jak bardzo byliście niespokojni. Wybór należy do was i jest szalenie prosty: albo wraz z resztą ludzkości będziecie czekać przeszło 90 lat, przez ten czas niemiłosiernie się męcząc i udając, że wszystko jest na swoim miejscu, albo pozwolicie, by Mitch & Mitch już teraz zabrali was w podróż w następne stulecie.