A special edition of 50 manually crafted copies, each one differs slightly.
„Płyta duetu MIR, czyli Bartosza Webera i Miłosza Pękali, to coś, czego się nie spodziewałem, a co wydaje się potrzebne i logiczne, gdy już się to pozna. O tym, że Weber po gruntownym przemodelowaniu elektronicznego instrumentarium, ma świetny czas, już chyba pisałem. Podobnie sygnalizowałem różne przedsięwzięcia Pękali – włącznie z tymi pandemicznymi. Ten wspólny program ma cechy dobrej domówki – a to, jak już wiemy, nowa koncertowa formuła wypracowana przez artystów niemogących grać normalnych koncertów (a promowana pod tą nazwą m.in. na antenie radiowej Dwójki). Mały skład – zgadza się. Niezbyt długi czas trwania – też się zgadza, całość programu On the Rim to ok. pół godziny. Do tego jeszcze nowe, nieszablonowe ujęcie – tu też wszystko pasuje. Spotykamy obu panów w sytuacji, gdy – paradoksalnie – perkusista jest (w utworze otwierającym kasetę – to także inauguracja nowej wytwórni Tapes Webala) dostarczycielem głównej linii melodycznej. Wyczyny Pękali na hang drumie, a później na waterphonie, w połączeniu z elektronicznymi pętlami lidera Baaby można by na upartego uznać za jakiś rodzaj bardzo luźnego nawiązania do stylu Pantha Du Prince. Idący jednak w stronę większej swobody. Bo niemiecki producent chciałby mieć pewnie takiego współpracownika, a cały materiał to dużo bardziej różnorodny amalgamat wpływów i kierunków. „Dwójka” zaczyna się jak rasowe intro z The Who, ale przechodzi w utwór bliższy już estetyce Jaga Jazzist. Żeby nie powiedzieć, że po prostu słychać tu echo Baaby.
Jedną z głównych cech domówki jako formy – poza nieobecnością publiczności – jest dążenie do kondensacji, braku nudy, świeżości formuły. Tak, żeby ten potencjalny internetowy widz, którego wykonawca nie ma przed sobą, nie zrezygnował po minucie. I MIR ma sporo kolejnych bodźców w rękawie. Az po elektro-jazzowy temat ostatniego nagrania. Czyli tam, gdzie już zapis wideo – przynajmniej na razie – nie sięga. Można to sobie wyobrazić – ja sobie wyobrażam jako szarżę bez husarii. I gdy się kończy, mam rzadką w przypadku pandemicznych przedsięwzięć ochotę na więcej.”
(Bartek Chaciński)