A breath of fresh air for nu-jazz and broken beat fans, this collection of songs by Polish producer Przasnik is happy to eschew chin-stroking seriousness and instead cut loose with a kaleidoscopic set of sounds that can't fail to entertain even the most hardened of listener. Opener "Piggyback Ride" is a lively vamp around Ray Charles's "Hit The Road Jack" and mounted on a perfect set of nu-jazz drums and sampled brass. "Kind Of A Thing" continues in a similar vein - sampling a line from "It Don't Mean a Thing (If It Ain't Got That Swing)" by Duke Ellington. While it may sound a little cheesy, Przasnik handles it brilliantly and keeps the listener firmly on their toes as he dices up loops in much the same way The Avalanches once did. More conventional songs like "Doo That" show Przasnik's skills with live arrangements - throwing pianos, Rhodes and live percussion into the mix with some subtle vocals and brass building in the background. "Barber On The Dancefloor" however goes full pelt to rock a dancefloor - courtesy of the drums from The Monkey's Mary Mary and a host of Latin samples arranged with a chaotic energy. There's no filler here at all and it's a delight from start to finish - a perfect shot of energy for even the most casual jazz fan.
-
Powiew świeżego powietrza dla fanów nu-jazzu i broken beatu, ta kolekcja piosenek polskiego producenta Przasnika z radością unika głaskania podbródka powagi, a zamiast tego odcina się od kalejdoskopowego zestawu dźwięków, które z pewnością zapewnią rozrywkę nawet najbardziej zatwardziały słuchacza. Opener "Piggyback Ride" jest żywym wampirem wokół "Hit The Road Jack" Raya Charlesa i osadzony na doskonałym zestawie bębnów nu-jazzowych i samplowanych instrumentów dętych. W podobnym tonie kontynuuje "Kind Of A Thing" - samplując wers z "It Don't Mean a Thing (If It Ain't Got That Swing)" Duke'a Ellingtona. Choć może to zabrzmieć trochę tandetnie, Przasnik radzi sobie z nim znakomicie i trzyma słuchacza w ryzach, gdy gra w pętle w taki sam sposób, jak kiedyś The Avalanches. Bardziej konwencjonalne utwory, takie jak "Doo That", pokazują umiejętności Przaśnika w aranżacjach na żywo - rzucanie pianin, Rhodesa i żywej perkusji do miksu z subtelnym wokalem i budową instrumentów dętych w tle. „Barber On The Dancefloor” jednak idzie pełną parą, by rozbujać parkiet – dzięki bębnie z The Monkey's Mary Mary i mnóstwu latynoskich sampli zaaranżowanych z chaotyczną energią. Nie ma tu w ogóle wypełniacza i jest to rozkosz od początku do końca - doskonały zastrzyk energii nawet dla najbardziej niezobowiązującego fana jazzu. (Google translated)